11 października rano na lotnisku w Cagliari czekałam na ważnych gości, w hali przylotów wyszli mi naprzeciw Agnieszka – drobna dziewczyna z plecakiem i szeroko uśmiechnięty wysoki Michał, oczywiście z walizką ( Cessanis na walizkach ).
Ruszyliśmy ze stolicy Sardynii na północ. Pierwszym szczególnym miejsce, które postanowiłam pokazać naszym gościom, był wysoki rozległy płaskowyż Giara di Gesturi, ostoja dzikiej przyrody i ostatnich ponoć w Europie dzikich koni. Krajobraz płaskowyżu jest niesamowity – 43 hektary dębów korkowych, ogromne granitowe i bazaltowe głazy rozrzucone przez naturę tu i ówdzie. Na teren rezerwatu wjechaliśmy autem dzięki obecności Gianni, który spędził tutaj całe życie, już jego tata hodował na terenie płaskowyżu swoje oswojone konie, dziś można na nich jeździć, by podglądać podczas przejażdżki ich dzikich towarzyszy. Gianni opowiedział nam wiele o życiu cavallini di Giara – koników z płaskowyżu, o przyrodzie, i pozyskiwaniu korka. Dziennikarze wypytali go także o jego życie i z jego odpowiedzi wyłonił się obraz niezwykłej solidarności i życia w grupie nielicznych mieszkańców tej okolicy. Nie zawiodły także same konie, przemykały w małych stadach dookoła nas i chętnie pozowały do zdjęć i filmów. Na koniec odbyliśmy wspaniały piknik na antycznych skalnych stołach. Przygotowując plan na ten dzień, nie byłam pewna, czy wybrane miejsca zaspokoją „podróżniczy apetyt” gości, jednak w tym momencie wiedziałam już, że fascynują ich, jak mnie, miejsca dzikie, niezadeptane, nieznane, spotkania z przyrodą i z prawdziwymi ludźmi.
Z Giara di Gesturi ruszyliśmy dalej na północ, na spotkanie z jednym z kilkunastu tysięcy zagadkowych przesłań, które pozostawili potomnym na Sardynii jej prehistoryczni mieszkańcy. Na pierwsze spotkanie z tym, od dawna mnie fascynującym, tematem, wybrałam Pozzo di Santa Cristina – Studnię Św. Krystyny. To jedno z ok. 50 odkrytych dotąd na wyspie miejsc kultu wody. Specjaliści od wibracji naszej planety i naenergetyzowania różnych miejsc wskazują święte studnie jako tzw. ” miejsca mocy”. Podejrzewają, że przodkowie dzisiejszych Sardyńczyków przybywali tam także, by się uzdrawiać. Prócz tego służyły do obserwacji księżyca i obliczeń kalendarza astronomicznego. Przez otwór nad taflą źródła dokładnie co 18,6 roku wpada światło księżyca. Studnia Św. Krystyny jest magicznym miejscem także dzisiaj …
Prosto znad świętej wody mającej ok. 5000 lat pomknęliśmy do innego wodnego zbiornika, dużo młodszego, choć jego wiek nadal pozostaje efektowny. Odbyliśmy długa relaksującą kąpiel w vasca termale romana, czyli w dzikich termach rzymskich, które od ok. 2200 lat stoją sobie na zwykłym pastwisku. Agnieszka i Michał są idealnymi odbiorcami antycznej idei term – wszyscy wspaniale się zrelaksowaliśmy, a po wyjściu odbyli także pogawędkę z miejscowymi czekającymi na swoją kolej. Okazuje się, że kąpiele w tym miejscu „przepisują” miejscowi lekarze na różne dolegliwości – oto piękny przykład często na Sardynii spotykanej unii tradycji z nowoczesnością.
Było już późne popołudnie, gdy dotarliśmy do przedostatniego miejsca, tym razem nie powiedziałam gościom ani słowa wcześniej, prócz tego, że jest to wielka zagadka archeologiczna. Mowa o tajemniczym Altare Rupestre w Oschiri, to wielka granitowa skała o długości 10 m, w której wykuto kilka tysięcy lat temu przedziwna sekwencje kwadratów, trójkątów i kół. Dookoła kilka mniejszych skał także z wykutymi figurami geometrycznymi, kompletnie nic podobnego nie odkryto nigdzie na Sardynii. Archeolodzy głowią się od lat nad tą zagadką, miłośnicy Danikena i teorii wiążących wyspę z zaginioną Atlantydą chętnie wypowiadają się na ten temat. My także puściliśmy wodze wyobraźni…
Ten fascynujący, pierwszy w ich życiu dzień na Sardynii, Agnieszka i Michał zakończyli w najsmaczniejszy z możliwych sposobów. Wieczorem dotarliśmy do restauracji znanego celebryty sardyńskiej kuchni – Gianfranco Pulina, o którym pisałam już nie raz na tym blogu. Podróż tego dnia z południa Sardynii przez całą wyspę, zakończyliśmy na północy w rejonie Gallura, kosztując wyrafinowanych przystawek z surowych owoców morza i lodów cebulowych oraz selerowych, tradycyjnego makarony fregula z owocami morza. Były doskonałe sardyńskie wina, bio oliwa, którą polewaliśmy chlebek Carasu. Hitem wieczoru okazał się casu marzu – owiany legendą sardyński ser, w którego powstawaniu mają udział larwy, wiem brzmi przerażająco, ale smakuje bardzo ciekawie. Nasi goście podołali temu kulinarnemu wyzwaniu! Wszystkie dania podawał nam osobiście sam szef kuchni, opowiadając o ich powstawaniu, o produktach z jakich je tworzy, o swoich poszukiwaniach starych receptur i ich udoskonalaniu. To była niezapomniana podróż w świat sardyńskiej kuchni z najwyższej półki.
Następnego dnia dziennikarzy wzięła pod swoje skrzydła Monika. Po pierwszym dniu, w którym przekonali się, jak fascynująca i dzika jest Sardynia w głębi lądu, drugiego dnia przypomniała im, że wylądowali na oblanej szmaragdowym morzem wyspie z fantastycnym wybrzeżem. Popłynęli w rejs żaglowcem oraz katamaranem. Eleganckim jachtem Azimut z wilkiem morskim kapitanem Enio i śliczną modelką Veroniką przybili do zatoczki Porto Palma na wyspie Caprera – drugiej co do wielkości wyspie Archipelagu La Maddalena. Przemiły aperitif na pokładzie, bajkowe widoki rajskich wysepek archipelagu i przesiadka na pokład katamaranu – tak się żyje na Szmaragdowym Wybrzeżu… Na pokładzie katamaranu Aga i Michał natychmiast zaprzyjaźnili się z kapitanem Filippo, dwiedzili z nim dziką i niemal nie odwiedzaną wyspę Mortorio. Przepłynęli pod majestatycznym klifem Capo Figari, i zostali ugoszczeni wspaniałym marynarskim obiadem na pokładzie. Michał już miał zamiar zatrudnić się u Filippo jako majtek pokładowy, jednak perspektywa wizyty w winnicy pomogła mu zejść z pokładu.
Zwiedzając znaną i cenioną winnicę Caprichera, nasi goście usłyszeli o sławie sardyńskich win, o cennych szczepach cannonau i vermentino i o ich bezcennym wpływie na długowieczność wyspiarzy. Tego wieczoru siedząc na tarasie kameralnego B&B U Ticjany w Porto Rotondo podziwiali rozgwieżdżone sardyńskie niebo. Naszym gościom bardzo spodobały się eleganckie i przytulne wnętrza i rodzinna atmosfera u Ticjany. Gospodyni podaje pyszne śniadania z lokalnych produktów na pięknym tarasie, pod ręka całe Szmaragdowe Wybrzeże.
Tak minęły 2 pierwsze dni wędrówki przez Sardynie, którą odbyli z naszą pomocą dziennikarze polskiej redakcji National Geographic Traveler. Szczegóły reszty ich sardyńskiej podróży już niebawem…
Nie musisz być dziennikarzem ze znanego pisma podróżniczego, by również poznać z nami magiczną Sardynię. Zapraszamy na nasze wycieczki z przewodnikiem, szyte na miarę, w kameralnym gronie: