DZIEŃ 1 i 2 – lądowanie, gaj pomarańczowy, laguna w końskim siodle, największa sardyńska wyspa i promem na koniec świata.
Aby dostać się na Sardynię zima wykorzystujemy czynne przez cały rok loty Ryanair z Krakowa do Cagliari. Przylatujemy we wtorkowe popołudnie, wita nas mocne słońce i temperatura ok. 18-20 st. Odbieramy auto z wypożyczalni i jedziemy wzdłuż południowego wybrzeża na zachód w stronę Teulady. Tam nocujemy, a następnego ranka odwiedzamy śliczny gaj pomarańczowy należący do kapitana Roberto i naszej rodaczki pani Renaty . W sezonie zabierają oni polskich gości w rejsy swoim pięknym żaglowcem. https://wakacjenasardynii.pl/atrakcje/oferta/rejs-zaglowcem-w-rejonie-teulady
Styczeń to na Sardynii sezon na cytrusy, dojrzewają wtedy pomarańcze, mandarynki, cytryny, prócz tego kwitną drzewa migdałowe, na polach dojrzewają karczochy, na łąkach zieleni się dziki koper używany przez Sardyńczyków do przyprawiania potraw, wszędzie można zobaczyć miejscowych chodzących po łąkach i zbierających asparagi – dzikie szparagi.
Następnego dnia rano zagryzamy śniadanie zebranymi własnoręcznie pomarańczami i pędzimy dalej na zachód, do stadniny koni. Czeka tam na nas sympatyczny Manolo, na naszych oczach zdejmuje podkowy jednemu z rumaków, opowiadając o swoim życiu i pasji do koni. Potem razem z nim przez 2 cudowne godziny jeździmy konno brzegiem morza po lagunie i stawach solankowych. Niesamowite przeżycie, fantastyczne krajobrazy.
Następny etap podróży to wyspa Sant Antioco, to największa wyspa u brzegów Sardynii i wjeżdża się na nią długim na 5 km mostem-groblą. Na wyspie odwiedzamy plażę Coaquaddus i niesamowity punkt widokowy Nido dei Passeri. Następnie ruszamy na jej północny kraniec do portowego miasteczka Calasetta, by przepłynąć z niego mini promem na koniec świata – na jeszcze mniejszą wysepkę San Pietro. Calasetta to fantastyczne biało-błękitne miasteczko, eleganckie uliczki, uroczy port – jestem urzeczona urodą tego miejsca i musze tam jeszcze wrócić… 20 minutowy rejs malutkim promem mieszczącym może z 10 aut i wysiadamy w Carloforte. Spędzimy tę noc w mieszkaniu znajomej na Starym Mieście, zagubieni wśród klimatycznych uliczek z suszącym się praniem i starymi rowerami. Zjadamy pizzę w małym lokalu na uliczce obok, przemiły pan kucharz w pizzerii częstuje nas dodatkowo lokalną specjalnością – pizzą z maki cieci orkowej i opowiada o historii wyspy. Była ona bezludna do końca XVIII wieku, potem zagościli tutaj Genueńczycy. Jedyne na wyspie miasto jest rzeczywiście bardziej włoskie niż sardyńskie. Carloforte okazuje się jeszcze śliczniejsze niż Calasetta i tam też muszę wrócić…;)
DZIEŃ 3 – powrót na ląd Sardynii, wspinaczka na Kostkę Cukru, degustacja jeżowców i bottargi.
Rano objeżdzamy niemal dookoła wysepkę – ma tylko 50 km kw, chwila na ślicznej plaży Caletta Genio, potem super panoramiczny klif – Punta delle Colonne. Następnie spacer po rozświetlonym słońcem portowym bulwarze i kawa eleganckiej przyportowej kawiarence. Wszędzie czujemy przyjazne spojrzenia, ludzie chętnie wdają się z nami w pogawędkę, wyrażają zadowolenie, ze także zima ktoś chciał tutaj przyjechać. Opowiadają o życiu na tak oddalonej od reszty świata, małej wysepce. Wracamy promem na ląd Sardynii, do Portoscuso, gdzie w porcie czeka na nas skip per Roberto z motorówką. Zgodził się, mimo niespokojnego morza i bardzo nie sezonowego okresu, podwieźć nas pod Pan di Zucchero. To największa w Europie i druga na świecie faraglione – czyli wystająca z morza skała-kolumna. Ma wysokość 133 m n. p. m. i poprowadzono na niej kilka dróg wspinaczkowych, w tym via ferrate, czyli ubezpieczona drogę wspinaczkową. Wskakujemy na motorówkę już w uprzężach i kaskach, bo prosto z motorówki trzeba wejść na ferratę. Udaje się, choć nie jest łatwo, po 1,5 godzinie Roberto ma po nas wrócić. Ferrata na Kostce Cukru, bo to mniej więcej oznacza nazwa skały, nie jest trudna, ale bardzo panoramiczna, na górze skały jest ścieżka, można obejść ja w 10-15 minut , z góry extra widoki na wybrzeże Sardynii o stary port załadunkowy kopalni minerałów – Porto Flavia oraz plażę Masua. W sezonie z tej plaży można podpłynąć bardzo szybko do Kostki Cukru. Mimo mocno wzburzonego morza, Roberto bardzo chce pokazać nam w drodze powrotnej coś jeszcze, udaje się wpłynąć do morskiej groty Grotta Sardegna, nazwa pochodzi od tego, ze wypływa się z niej przez wielki otwór w kształcie mapy Sardynii.
Po powrocie do portu jesteśmy strasznie głodni, udaje nam się znaleźć otwarty mimo pory roku,bar przy porcie. W środku poznajemy grupkę mieszkańców miasteczka, którzy także wyrażają radość z turystów o tej porze roku i urządzają nam gościnnie degustacje ot targi i jeżowców. Przynoszą do spróbowania płaty bottargi z tuńczyka ( taki „sardyński kawior”) i pudło pełne świeżych jeżowców, zebranych tego ranka. Rozkrajają je dla nas nożyczkami i wyjadamy łyżeczką miękką masę ze środka – mocny morski i słony smak.
DZIEŃ 4 – palmowe aleje, antyczne miasto i kwarcowa plaża.
Następny etap naszej objazdówki to półwysep Sinis. Tam czekają na nas przepiękne aleje obsadzone palmami, jadąc nimi czujemy się jak w Las Vegas. Zwiedzamy bardzo ciekawe ruiny antycznego miasta Tharros, założonego przez Kartagińczyków. Położone na końcu wąskiego cypla, otoczone z 3 stron szmaragdowym morzem, puste o tej porze roku, tworzy niesamowita scenerię na spacer w styczniowym słońcu… Na półwyspie odwiedzamy także jedną z 2 najstarszych na wyspie świątyń chrześcijańskich – kościółek San Giovanni di Sinis.
Potem podjeżdżamy na relaks na ślicznej kwarcowej plaży Is Arutas, rzeczywiście pokrytej ziarenkami kwarcu. Jesteśmy tu zupełnie sami, wspaniała dzika przyroda dookoła, sugestywne skłay na końcu plaży, a za nimi kolejna śliczna plaża. Robi się bardzo ciepło, ściągamy buty i brodzimy na bosaka w chodnej wodzie. Mimo wszystko morze ma teraz temperaturę porównywalna do Bałtyku latem. Starcza tez czasu na kilka asan jogi na pięknych skałach. Następnie widokowy cypel na południ owym krańcu półwyspu Sinis – Capo Mannu z ładną hiszpańską wieżą. Sieć takich wież oplata całą Sardynią dookoła i jest pamiątką po czasach panowania na Sardynii Hiszpanów. Tego dnia nocujemy w bardzo miłym B&B w Cuglieri u wytwornej pani Angeli. Wieczorem spacer po starówce pełnej rozpadających się ruin, starych, opuszczonych kamieniczek, klimaty ghost towns. Rano śniadanie w eleganckim salonie pani Angeli ze stara włoską muzyką, czarno-białymi bardzo starymi rodzinnymi fotografiami i pięknym gramofonem. Oczywiście pani Angela opowiada nam o swoim życiu i rodzinie, nie chce się wyjeżdżac…
DZIEŃ 5 – święta studnia, dzikie termy, domy wróżek i sardyński karnawał
Tego dnia rano chiwla medytacji przy magicznym Pozzo di Santa Cristina – to jedna z ok. 50 świętych studni, mają ok. 5-6 tysięcy lat, to prehistoryczne miejsca kultu i uzdrowiska, badania potwierdzają, że energia ziemi jest tam bardzo wysoka i ma właściwości uzdrawiające. O wiele zdrowsi niż wcześniej, jedziemy dalej, żeby jeszcze bardziej się podleczyć w rzymskich termach w Fordongianus. Można tutaj wypoczywać bardzo komfortowo w nowoczesnym uzdrowisku z gorącymi źródłami, ale my wybieramy relaks na łonie natury w dzikich termach. Zaraz obok ruin rzymskiego miasta Forum Traiani. Miejsce niesamowite, relaks nie do opisania.
Następny przystanek tego dnia to necropoli Su Prunittu – kompleks ok. 20 domów wróżek – domus de Janas. To grobowce sprzed ok. 5 tysięcy lat wykute w skałach. Urządzamy sobie lunch na werandzie jednego z domów wróżek, prosząc wcześniej grzecznie gospodynie o pozwolenie, bowiem według sardyńskich legend, wróżki z domus de janas nie zawsze są życzliwe..
Droga dalej prowadzi przez największe sardyńskie jezioro Lago Omodeo, i wiedzie do miasteczka Macomer, gdzie tego wieczoru toczą się obchody sardyńskiego karnawału. Niezwykłe widowisko – barwne i trochę straszne pokazy grup przebierańców z kilku miasteczek, sugestywne maski, tańce, muzyka, dużo dzikości – wspaniałe przeżycie! Do Macomer zjeżdżają tego dnia tłumy ludzi.
DZIEŃ 6 i 7 – domowe sery, w poszukiwaniu straconej nuragi, zameczek na wysokiej górze i Królewskie Wybrzeże
Rano goszczący nas w Macomer Federico zaprasza nas nieoczekiwanie do domowej wytwórni sera swojego przyjaciela Luca. Takie zdarzenia są w podróży najcenniejsze! Spotkanie jest bardzo ciekawe, Luka to pasjonata i eksperymentator, jego sery są bardzo eko i bardzo pyszne. Gawędzimy także o słynnym casu marzu – serze z larwami much.
Prosto z wytwórni serów ruszamy pod jedną z najładniejszych sardyńskich nurag – Nuraghe Santa Barbara. Jedna z ok. 7 tysięcy pozostałości kamiennych wież budowanych przez cywilizacje nuragiczną w okresie 1,8-2,5 tys lat p.n.e.
Następnie ruszamyna wschód, w stronę najwyższych gór Sardynii – Gennargentu. Widoki wspaniałe, dużo zakrętów, śliczne zagubione w górach miasteczka, np. Lanusei. Już po drugiej, wschodniej stronie Sardynii zjeżdżamy z głównej drogi do malutkiej miejscowości Quirru. Zostawiamy auto na placyku i wspinamy się na wysoką górę, na której stoją ruiny zameczku z XIII wieku – Castelli di Quirru. Ludzie, którzy chodzą po górach, na pytanie „ po co się tak męczyć? „ , często odpowiadają – „ bo z góry wszystko wygląda inaczej” i zameczek Quirru jest właśnie takim miejscem…
Po zejściu ze szlaki, jedziemy do Costa Rei, to modna wakacyjna miejscowość na południowo-wschodnim wybrzeżu Sardynii. Następnego dnia rano odwiedzamy przepiękną plażę Scoglio di Peppino. Wejście na plaże to jedna z tych chwil, gdy znowu poraża mnie piękno Sardynii… Jesteśmy na plaży zupełnie sami, brodzimy po kostki w morzu, wspinamy się na słynne skałki, od których pochodzi nazwa plaży. Widoki są oszałamiające. Przyznaje, że plaża ma prawo do sławy, to bajkowe, śliczne miejsce – kreatywna wariacja na temat szmaragdowego morza, różnokolorowych skał i drobnego piasku, ach! Wieczór spędzamy z naszym przyjacielem Lucio w Quartu. To wspaniały, przesympatyczny gospodarz, u którego można spędzić wakacje pełne atmosfery sardyńskiej gościnności. https://wakacjenasardynii.pl/noclegi/nocleg/apartament-z-basenem-u-goscinnego-lucio
Następnego dnia wracamy do Polski lotem z Cagliari i zaczynamy oczywiście planować następną wyprawę na Sardynię… Styczeń , jak każdy inny miesiąc, nadaje się wspaniale na wyjazd na tę śliczną wyspę i bardzo chciałabym przekonać do tego większa liczbę rodaków.